kiedyś myślałem, że moim zawodowym sukcesem będzie sprzedanie drogiego alkoholu.
dziś wiem, że tak nie jest...
dziś sprzedaję najtańszy. w tej samej cenie.

piątek

ani żadnej rzeczy, która jego jest.

teraz najważniejsze, i najtrudniejsze zarazem. najważniejsze, bo zamiast rzucania koła ratunkowego uczę pływać, a najtrudniejsze, bo muszę opisać to tak, żebyś nie odebrał tego źle. moja głowa, a bardziej równowaga, jest jak mydlana bańka. w sobotę, będąc pod stałym ostrzałem, cały czas moje napięcie wynosi sto procent, a każda rzecz, którą wytrącisz mnie z równowagi, jest jak taka mała, skurwysyńska igiełka, która leci w stronę mojej mydlanej bańki. za którymś razem trafisz... a wtedy bańka pęknie, opryskując wszystkich wokół. ja sam nie chciałbym się wtedy znać.

to wszystko to reguły, które sprawiłyby, że wieczór byłby przyjemniejszy dla wszystkich. nie piszę tego, żebyś od jutra zaczął przychodzić
do baru z notatkami, zresztą, procent czytających wiele nie zmieni. ale jeśli każdego wieczoru zrobisz choć jedną z wymienionych rzeczy, ktoś, gdzieś, będzie ci wdzięczny, nawet, jeśli nie będzie miał czasu tego okazać.
każdy barman mógłby napisać książkę o tym, ile to razy próbowano go zrobić na reszcie. tylko że widzisz, to dlatego właśnie za barem jestem ja, nie ty - jestem bogatszy o tych kilka doświadczeń z cyganami, cwaniaczkami i bezczelnymi typami, którzy tonem głosu próbują wyegzekwować hajs od barmana.
zaczynasz zamawiać u mnie, kończ zamawiać u mnie. mówię tu o jednym zamówieniu. jeśli dałem ci do zrozumienia, że je przyjąłem, to wierz mi, mam je w głowie. rozumiem, że barman obok już jest wolny - ale za takie coś w lepszych klubach obaj się na ciebie wkurzymy, a w gorszych będziesz musiał zapłacić za oba zamówienia.
nie wołaj mnie po imieniu, gdy widzisz, że mimo tłumu już cię zauważyłem. jedyne co wtedy zrobię, to dam ci znak, żebyś poczekał, a to, że poczekasz, chyba i tak już widzisz. ostatnią rzeczą, której chcesz, to żebym zaczął żałować, że mnie znasz. bo wtedy bardzo, bardzo szybko zaczniesz żałować ty - mam tendencję do irytowania się, gdy ktoś drze się mi nad głową próbując po kolei wszystkich moich ksywek barowych, i to bez porządku alfabetycznego.
zamawiaj od razu. wszystko. jedyny przypadek, kiedy możesz mieć copięciosekundowe zachcianki, to gdy ja nie mam ruchu, a ty jesteś naomi cambpell. tym bardziej, jeśli naprawdę mogłem zrobić całe zamówienie za jednym razem. do shakera zmieszczą się nawet trzy porcje kamikadze, uwzględnij to, krzycząc do znajomych przez ramię cooo pijeeemyy???
gdy odbierasz to, co zamówiłeś, miej wyjęty portfel. to wszystko bardzo cenne sekundy, które mógłby wykorzystać ktoś po tobie. ja idę na szybkość i efektywność, która nie zaistnieje, jeśli się guzdrzesz. chyba, że jesteś pijany - wtedy będę miał z ciebie bardzo dyskretną, ale również bardzo intensywną polewkę.
aha. i nigdy, ale to nigdy, nie targuj się o cenę. nie chce mi się nawet pisać, z jakich powodów.
bądź wyrozumiały. czasem są momenty, gdy jest taka tabaka, że nie daję rady zapamiętać wszystkiego. nie proś więc o to samo, jeśli minęła godzina i 80 osób. zdanie czy podać to samo nie jest moim obowiązkiem, tylko uprzejmością, którą posługuję się, gdy tylko mogę.
ktoś wspominał niedawno o dekalogu. nie wiem, czy chodziło o dekalog klienta, czy barmana.. opiszę więc oba.
jesteś klientem? pierwsza sprawa - bądź cierpliwy. kolejek nie wymyślono po to, żeby cię wkurwić, tylko żeby był jakiś, syfiasty bo syfiasty, ale porządek. nie jesteś pępkiem świata, przykro mi. ale ja też chciałbym, żebyś był zadowolony, bo jeśli masz odrobinę przyzwoitości, sprawisz, że zadowolony będę i ja.
walenie w bar szklanką, stukanie, pstrykanie palcami [nawet nie chcecie wiedzieć, co z nim zrobiłem], gwizdanie czy krzyczenie panie PASSOÃ, bo to mam akurat na koszulce, nic ci nie da. chociaż, trochę skłamałem - da, jeśli automatyczne przekierowanie w głowie barmana na koniec kolejki oczekujących jest tym, po co przyszedłeś.

sobota

dobry i zły #2

wiesz, kto to jest dobry barman?
poznasz go, bo jest dumny z tego, że jest barmanem. wie, że trochę potrafi, bo jeśli by tak nie myślał, nie byłby dobry. ale nie usłyszysz tego od niego, bo to, co on myśli, nie jest na tyle ważne, żebys miał sobie zawracać tym głowę. jest w stanie obsłużyć cię tak, że pieniądze zostawisz mu z przyjemnością, uśmiechnąć się do każdego, zagaić podczas przygotowania cocktailu i w zasadzie od niego właśnie dowiedziałeś się, że przed tobą był to ulubiony drink między innymi ernesta hemingwaya, więc właśnie pogratulował ci gustu i wiedzy o alkoholach. jeśli zdecydujesz się zapalić papierosa, przed twoim nosem wyrośnie zapalniczka, a własnie wyczyszczona popielniczka ląduje po twojej prawej stronie. wylałeś whisky na bar, i on prosi cię o wybaczenie, że szklanka była śliska - najwidoczniej nie zdążył jej wytrzeć wystarczająco. to zdarza się codziennie, proszę sie nie przejmować.
gdy zamówisz u niego wytrawne martini, dobrze, jeśli doprecyzujesz zamówienie, określając, z którego filmu z jamesem bondem martini masz na myśli. jak nie - nie ma najmniejszego problemu - z przyjemnością poinformuje cię, że to z casino royale, nazywane vesper, od imienia kochanki bonda jest bardziej słodkie, cytrusowe, bo zawiera w sobie kina lillet, likier z francji, z roku 1953. zasłużył tą wiedzą na kolejkę razem z toba.. szkoda, że jest w pracy, bo niestety jego zasady zabraniają mu pić podczas godzin służbowych. jest w pracy, a nie na pokazie mody - nie wygląda więc jak młode, zakochane w sobie chłopaczki, rzucające butelkami żeby móc pokazać się w najnowszej koszulce bacardi. elegancki strój nie oznacza braku wygody, a ty przecież oczekujesz, że będzie wyglądał tak, jak miejsce, w którym pracuje.
gdy nie wiesz co zamówić, dobrze trafiłeś. razem zbudujecie coś, czego nigdy nie próbowałeś, a co będzie zawierać wszystkie twoje ulubione składniki. mocniejsze, bardziej stawiające na nogi, do posączenia, delektowania się? w każdej kategorii masz minimum 3 opcje. z takim barmanem możesz pozwolić sobie na brak zdecydowania. a na wypadek, gdyby nie zasmakowało, popróbujecie dalej. w końcu to twoje zadowolenie jest najważniejsze.

dobry i zły #1

wiesz, kto to jest dobry barman?
poznasz go, bo jest dumny z tego, że jest barmanem. wie, że jest najlepszy, bo jeśli by tak nie myślał, nie byłby dobry. jest w stanie obsłużyć 20 ludzi w ciągu 10 minut, puścić oko do ładniejszej panienki, przybić ci piątkę, jeśli uznasz, że jest w porządku. bo jest w porządku - dał ci zapałki i przysunął popielniczkę, jak chciałeś zajarać szluga. wylałeś browar na bar, ale on już się nie gniewa, bo przeprosiłeś go i jest ok.
gdy zamówisz u niego wytrawne martini, może i nie umie go zrobić, ale zrobi ci coś lepszego. zrobi ci coś tak zajebistego, że aż postawisz mu za to kolejkę, a on się z tobą napije. nie jest lalusiem z muszką, czarną kamizeleczką i białą koszulą - sorry, ale taki strój jest po pierwsze niepraktyczny, a po drugie strasznie niewygodny. on musi mieć swobodę ruchów, bo, gdy zaczyna flair, każdy centymetr długiego rękawa to pół sekundy wolniejsze ruchy. przelicz to sobie na zbite butelki.
gdy nie wiesz co zamówić, zrobi ci prosty, ale smaczny klasyk - wódkę z red bullem. 10 sekund przygotować, 16-17-18 zeta za sztukę. i nie ma opcji, że nie zasmakuje.
nie lubi, jak nie masz przygotowanych pieniędzy, gdy odbierasz drinka. nie po to stoisz, gdy on go robi, żeby teraz nagle przypomnieć sobie, że nie ma nic za darmo. trochę wyobraźni bracie.
jest ceniony przez szefa. to on ostatnio w sobotę sam zrobił ponad 3 tysiące utargu, jest maszynką do robienia pieniędzy. cudowne dziecko, robi z ludźmi co chce - to najważniejsze.

środa

sinusoida

każdy dzień to milion porażek i zwycięstw.
masz tak czasem? wiesz, co to obrona baru w sobotę?
obsłużenie każdego klienta, nawet, jeśli jest ich dwudziestu w ciągu 5 minut. jeśli stwierdzisz, że nie chce ci się czekać, i odchodzisz, to przegrałem. tak, widziałem cię, tak, gdybym mógł, nalałbym ci co chcesz, w momencie gdy podszedłeś. tylko że moment wcześniej podeszły dwie inne osoby, a dwa momenty wcześniej było ich do zrobienia jeszcze sześć.
odchodzisz i ja to widzę, i to jest przegrana. pamiętam takie porażki długo, bo jest ich mniej niż zwycięstw. zresztą może tyle samo, może nawet więcej - nie wiem, nie pamięta się tych drugich. obsługa wszystkich jest czymś, czego ode mnie się wymaga - więc robię to najlepiej, jak potrafię i najszybciej, jak potrafię. po pewnym czasie sam przestaję na to zwracać uwagę, bo to rytm, który musi bić jednakowo non stop. bije jednakowo, jest dobrze. ty jesteś zadowolony, ja nie przegrywam.
zwrot drinka - przegrana.
naoglądasz się filmów z jamesem bondem, chcesz wytrawne martini, mimo, że uprzedzam cię, że to specyficzny cocktail. nie wypijasz, chcesz, żeby dolać ci coś, dzięki czemu da się to przełknąć - przegrana.
za słodkie, za kwaśne, za cośtam - przegrana. sorry, przecież każdy ma wypisane na twarzy, co mu zrobić, jak zamawia coś słodkiego, coś kwaśnego, coś wytrawnego. muszę być debilem, żeby nie wiedzieć.
było dobre, ale chcę teraz coś innego - przegrana.
ktoś mnie potrącił, nie złapałem butelki, która już miała siedzieć w dłoni. leży rozwalona na ziemi, a ja słyszę oklaski. przegrana.



i całe szczęście, że po paru miesiącach zaczyna się mieć to już głęboko w dupie.

czwartek

cwaniak

obserwowałem go od początku. przyszedł ze znajomymi, coś świrował do jednej kobiety która była z nimi - pewny siebie, wycackany, pizdowaty goguś. podchodzi.
- poproszę piwo.
- jakie?
- najtańsze.
- najtańsze to będzie x, z kija. ok?
- ok. za 5 zł będzie małe?
- ...tak.

nalewam.
- a przepraszam, jak możesz, to weź mi jeszcze trochę dolej nad miarkę.

dolałem. dał mi 4,50 i trzy dwudziestogroszówki. twardo czekał na 10 groszy reszty. ok, każdy kiedyś nie miał kasy.
ale oto przychodzi on, pół godziny później. w dłoni trzyma przepocone pieniądze.
- jeszcze raz małe proszę.
dobrze że chociaż "proszę" jest. nalałem mu równo, specjalnie nie za dużo i nie za mało. za tamte 10 groszy. nie, źle napisałem. nie za tamte 10 groszy, tylko za sposób myślenia. daje mi trzy dwuzłotówki, ogląda szklankę.
- widzę, że coś mi poskąpiłeś tego piwa.- powiedział do mnie, gdy odwróciłem się do niego, żeby oddać mu złotówkę.
ręce mi opadły. już miałem mu wydać i jechać dalej, gdy zauważyłem kątem oka, jak podchodzi jego obiekt zainteresowania. widziałem ładniejsze, ale nieistotne - on widocznie nie, a w tej chwili tylko to się liczyło.
- posłuchaj mnie teraz dobrze, chłopaczku. podchodzisz tutaj, pytasz o najtańsze piwo, bierzesz małe, oczekujesz ode mnie czegoś, nie dając nic w zamian, czekasz na 10 groszy reszty widząc, jaki tutaj mam zapierdol, a teraz jeszcze masz problem, że dostałeś tyle, co wszyscy?
wypierdalaj.







wypierdolił...



pani została.

sobota

sen

gdy przez półtora roku bez przerwy pracuje się w nocy, zaczynasz całkowicie przemeblowywać swoje dotychczasowe życie. nie chodzi już nawet o znajomych czy pory oglądania telewizji, ale nawet jesz inaczej. w momencie, gdy wstajesz o 15, a o 18 idziesz do pracy, nie pozostaje ci wiele czasu oprócz szybkiego prysznica, śniadanioobiadokolacji w postaci jakiegoś fast foodu lub odgrzanego ścierwa z lodówki, doprowadzenia się do względnego porządku i wyjścia do pracy. zaczynasz nie mieć dnia, a w zimę słońce widzisz tylko w momencie, jak wychodzisz do pracy. wszystkie kolejne doby zlewają się w jedną, a ty popadasz w marazm, bo ilekroć wstajesz o godzinie 9/10 rano, czujesz się jak śniący kosmita. ciężko się przestawić, jeszcze ciężej wrócić do starych pór życia. jeden posiłek dziennie, jazda, robota. to nie jest życie...
i to nie jest kwestia jednej nocy wolnej, aby iść spać jak człowiek, o 23 lub 12. nie zaśniesz.

nie wiem co bym zrobił, gdyby nie przyjaciele, którzy o 6 nad ranem też nie mogą zasnąć.

czwartek

oszustwo

to nie barmani są oszustami, jeśli już ktoś ma nimi być. pierwszymi ludźmi, którzy wymyślają, kreują i wymuszają wałki są właściciele, menagerzy, kierownicy. duże miasto w polsce, jeden z większych klubów. drogich klubów. kierownik baru, pracujący oczywiście w najlepszych porach i miejscu w klubie: storno, wynik - ponad 1500 zł. fanfary, gratulujemy.
aha, potrafi zrobić aferę, gdy ktoś nie nabije wódki z red bullem. przelewanie absolwenta w butelki po:
a) bolsie
b) wyborowej
c) czarnym smirnoffie?
wszystkie odpowiedzi poprawne. w ten sposób zarabia się 50% więcej na jednej butelce. robimy promocję na wódkę z red bullem? ok, do szklanki nawpychaj lodu tyle, żeby rurka się nie zmieściła. to nie są moje wymysły, są miejsca gdzie dalej tak się robi i tak sie robić będzie, bo o ile my mamy generować pieniądze, to już pieniądze tylko i wyłącznie generują chciwość.

poniedziałek

wzajemność

chcesz mieć barmana na swoim weselu? zadbaj o niego. jeśli przywozisz swój alkohol, wystawiając między innymi grecką brandy która 5 lat czekała na tę okazję, najważniejszą rzeczą jeśli chodzi o bar jest zadowolony barman. nie chcesz przecież, żeby ludzie dostawali tylko wódkę z sokiem, bo niezależnie od umiejętności nie jest to skomplikowany drink. podobnie nie chcesz, żeby 1/3 rumu, koniaku i whisky z baru, który zaopatrzyłeś trafiła do czyjegoś prywatnego barku. ty zadbasz o mnie, a ja zadbam, aby twoi goście mile wspominali czas spędzony przy barze.

sobota

kobieta

parę starych prawd: barmani przyciągają kobiety. kobiety uwielbiają patrzeć na pracę barmanów, flirtować, być zagadywanymi, być dopieszczanymi i gdy walczy się o wywołanie ich wrażenia. kobiety przyciągają facetów. nie ma lepszego sposobu na wywołanie wrażenia u kobiety niż podejść i zamówić "coś dla pani". i tutaj ujawniają się dwa typy barmanów - jedni koncentrują się na pierwszym stwierdzeniu, otaczając się i zabiegając o względy kobiet. pięknych kobiet. inni robią to również - ale dlatego, że czekają, aż zacznie dziać się to, co opisałem w stwierdzeniu drugim. kasa kasa. tutaj już działa psychika barmana jako człowieka; czy zatrzyma się na jakże przyjemnym pierwszym etapie, czy pójdzie dalej.