kiedyś myślałem, że moim zawodowym sukcesem będzie sprzedanie drogiego alkoholu.
dziś wiem, że tak nie jest...
dziś sprzedaję najtańszy. w tej samej cenie.

środa

sinusoida

każdy dzień to milion porażek i zwycięstw.
masz tak czasem? wiesz, co to obrona baru w sobotę?
obsłużenie każdego klienta, nawet, jeśli jest ich dwudziestu w ciągu 5 minut. jeśli stwierdzisz, że nie chce ci się czekać, i odchodzisz, to przegrałem. tak, widziałem cię, tak, gdybym mógł, nalałbym ci co chcesz, w momencie gdy podszedłeś. tylko że moment wcześniej podeszły dwie inne osoby, a dwa momenty wcześniej było ich do zrobienia jeszcze sześć.
odchodzisz i ja to widzę, i to jest przegrana. pamiętam takie porażki długo, bo jest ich mniej niż zwycięstw. zresztą może tyle samo, może nawet więcej - nie wiem, nie pamięta się tych drugich. obsługa wszystkich jest czymś, czego ode mnie się wymaga - więc robię to najlepiej, jak potrafię i najszybciej, jak potrafię. po pewnym czasie sam przestaję na to zwracać uwagę, bo to rytm, który musi bić jednakowo non stop. bije jednakowo, jest dobrze. ty jesteś zadowolony, ja nie przegrywam.
zwrot drinka - przegrana.
naoglądasz się filmów z jamesem bondem, chcesz wytrawne martini, mimo, że uprzedzam cię, że to specyficzny cocktail. nie wypijasz, chcesz, żeby dolać ci coś, dzięki czemu da się to przełknąć - przegrana.
za słodkie, za kwaśne, za cośtam - przegrana. sorry, przecież każdy ma wypisane na twarzy, co mu zrobić, jak zamawia coś słodkiego, coś kwaśnego, coś wytrawnego. muszę być debilem, żeby nie wiedzieć.
było dobre, ale chcę teraz coś innego - przegrana.
ktoś mnie potrącił, nie złapałem butelki, która już miała siedzieć w dłoni. leży rozwalona na ziemi, a ja słyszę oklaski. przegrana.



i całe szczęście, że po paru miesiącach zaczyna się mieć to już głęboko w dupie.

2 komentarze:

pijeszcocisprzedam pisze...

999 wyświetleń w ciągu 26 dni/prawie 40 dziennie.


dzięki...

Unknown pisze...

mistrz