kiedyś myślałem, że moim zawodowym sukcesem będzie sprzedanie drogiego alkoholu.
dziś wiem, że tak nie jest...
dziś sprzedaję najtańszy. w tej samej cenie.

czwartek

fajnie jest być mróweczką. codziennie, od poniedziałku do piątku zapierdalającą w urzędowych 8-16 w mrowisku pełnym innych, pracowitych mróweczek. potem brać swoją dziewczynę i zabrać ją na "drinka do klubu". dobrej zabawy nie powinna popsuć świadomość, że dla pana z drugiej strony baru jesteś leszczykiem, który za ładniejszą wódkę z sokiem [wow wow, 3 warstwy] zapłacił dubla, w dodatku dla średniej szmuli. jedyną przewagą takiej mróweczki jest fakt, że ona po 30 roku życia ma zawód, w którym chce i może zostać.
barmanów po 30 roku życia jest niewielu, a jeśli są, widać, że przegrali, lub właśnie są w trakcie przegrywania.
bo jeśli zaczynasz robotę, i jest to robota za barem, to albo szybko kończysz, albo grzęźniesz w tym po uszy.
nie chcesz w wieku 28 lat obudzić się z ręką w gównie, w którym tkwi karteczka "nie umiem nic innego". poza tym szybka kasa uzależnia, głośna muzyka uzależnia, a z drogiego chlania nie chcesz zrezygnować sam, bo jest przecież tak kurewsko przyjemne.

Brak komentarzy: